W tym tygodniu oczy świata biznesu, polityki i nauki kierują się na Poznań, gdzie odbywa się Impact’25 – jedno z najważniejszych wydarzeń poświęconych przyszłości. Przyszłości technologicznej, gospodarczej, społecznej. W programie: AI, energetyka, startupy, deep tech, zrównoważony rozwój, transformacja cyfrowa.
Słuchając jednak tych dyskusji z perspektywy doradcy firm rodzinnych, z tyłu głowy mam jedno pytanie: Firmy rodzinne a Impact’25 – gdzie przyszłość spotyka się z doświadczeniem? Co łączy obie platformy? Czy wśród tych wszystkich rozmów o przyszłości jest miejsce na rozmowę o trwałości? Firmy rodzinne to nie są byty wirtualne. Nie działają dla rundy finansowania. Nie mierzą sukcesu w cyklu kwartałów, tylko pokoleń. Ich ambicją nie jest „exit”, lecz przetrwanie. A jednak… to właśnie one mogą i powinny być naturalnym sojusznikiem innowacji, bo przecież przyszłość nie wyklucza zakorzenienia.

Innowacja to nie jest „nowość”. To gotowość
Codzienność firm rodzinnych to nie futurystyczne slajdy z prezentacji. To zarządzanie zespołem, który pamięta założyciela. To ustalanie cen z hurtownikiem, który znał dziadka. To księgowość prowadzona jeszcze w starym systemie, ale już z młodym pokoleniem dopytującym o e-commerce. To świat napięć, wartości, rutyn i potencjału, bo innowacja w takim środowisku nie bierze się z mody. Jej źródłem jest potrzeba, przekonanie, że jeśli chcesz przekazać coś kolejnemu pokoleniu, musi to mieć sens. I jakość.
Dlatego słuchając debat z Impact’25, widzę w nich nie tyle „trend”, co zaproszenie. Dla właścicieli firm rodzinnych – często sceptycznych wobec modnych haseł – to może być moment przebudzenia. Dlatego że przecież… cyfryzacja to nie kaprys, tylko sposób na odciążenie zespołu, zrównoważony rozwój to nie marketing, tylko strategia zabezpieczenia firmy przed kryzysami, nowe modele biznesowe to nie teoria, tylko realna alternatywa dla modelu, który się „rozjeżdża”. Innowacja – jak wskazuje Oslo Manual – to wdrożenie nowego lub znacząco ulepszonego produktu, procesu, metody. Jednak w rzeczywistości firm rodzinnych innowacja to najczęściej odwaga, by przyjrzeć się temu, co robimy tak samo od 15 lat, i zadać pytanie: czy można to zrobić lepiej? I tu właśnie zaczyna się prawdziwa rozmowa o przyszłości.
Firmy rodzinne a Impact’25 – gdzie przyszłość spotyka się z doświadczeniem
Zaledwie tydzień po Impact’25 – w zupełnie innej przestrzeni, w Zamku Topacz pod Wrocławiem – spotkają się przedsiębiorcy rodzinni. Nie politycy. Nie inwestorzy. Ludzie, którzy codziennie noszą odpowiedzialność za firmy mające swoje korzenie często jeszcze w latach 90. albo i wcześniej.
Festiwal Firm Rodzinnych to zupełnie inne tempo. Więcej rozmów w kuluarach niż paneli dyskusyjnych. Więcej słuchania niż wystąpień. Więcej pytań niż odpowiedzi. Kluczowe jest jednak to, że tutaj również przyszłość jest bardzo ważna. Tylko że ta widziana oczami ludzi, którzy chcą łączyć pokolenia, a nie „skalować się” na eksport. Czy to są dwa osobne światy? Tak. Czy coś je łączy? Oczywiście, że tak. Łączy je pytanie, które powinno dziś towarzyszyć każdej firmie niezależnie od wielkości, formy prawnej czy struktury właścicielskiej: Czy nasz model biznesowy jest nadal aktualny? To jest właśnie pytanie o życie, o sens, o kierunek.
Firmy rodzinne: niedoceniani innowatorzy
Badania pokazują, że firmy rodzinne inwestują mniej w innowacje niż firmy nierodzinne. Tutaj jest też największy paradoks, bo mimo tego wcale nie są mniej innowacyjne. Wręcz przeciwnie. Mają dużą przewagę, ponieważ decyzje podejmują szybciej. Znają też swoich klientów i mają głęboko zakorzenioną odpowiedzialność za zespół. Jednocześnie nie zmieniają strategii co pół roku i wiedzą, czym jest konsekwencja. A wyróżnia je jeden zasób, którego brakuje wielu innym firmom – zaufanie społeczne.
Dlaczego więc wciąż tak wielu właścicieli firm rodzinnych reaguje na słowo „innowacja” nieufnie? Może dlatego, że za często mówimy o niej z pozycji „wielkich zmian”. A w firmach rodzinnych innowacje zaczynają się od małych kroków: zmiana formy sprzedaży z bezpośredniej na hybrydową, wdrożenie prostego CRM-a, by nie gubić kontaktów, szkolenie liderów zmiany pokoleniowej, automatyzacja trzech kroków w dziale obsługi klienta, uruchomienie nowego kanału dystrybucji bez wielkiego rebrandingu. To wszystko są innowacje. Tylko ubrane w codzienność.
Nowe modele biznesowe: czy są dla każdego?
Na Impact’25 mówi się o modelach subskrypcyjnych, platformowych, opartych na danych. Warto w tym miejscu jednak sprawdzić, czy ma to odniesienie dla firmy, która od 25 lat produkuje elementy do systemów wentylacyjnych albo prowadzi sieć lokalnych piekarni? Z mojego doświadczenia – tak, ale pod warunkiem, że spojrzymy na model biznesowy nie jak na schemat, tylko jak na układankę logiczną.
Istotne jest by nie „kopiować Amazona”, lecz, by odpowiedzieć sobie na pytania: Czy wiemy, kto naprawdę jest naszym klientem? Czy sposób, w jaki dostarczamy wartość, jest najlepszy z możliwych? Czy źródło naszych przychodów jest stabilne? Czy rozumiemy, co będzie największym wyzwaniem za 3–5 lat? Zmiana modelu biznesowego nie musi oznaczać rewolucji. Czasem wystarczy jedna zmiana – w logistyce, w kanale sprzedaży, w sposobie komunikacji by uruchomić lawinę poprawy.
Dziedziczenie innowacji – paradoks sukcesora
Często to kolejne pokolenie przynosi do firmy rodzinnej impuls do zmiany. Warto jednak pamiętać, że sukcesorzy wcale nie mają łatwego zadania: z jednej strony chcą zaproponować coś nowego, z drugiej – czują szacunek (lub presję) wobec tego, co zbudował założyciel. To bardzo delikatny moment, bo innowacja w tym kontekście to nie tylko zmiana systemu czy procesu. To akt odwagi: powiedzieć głośno, że chcemy coś zrobić inaczej i nie złamać przy tym fundamentu, jakim jest zaufanie. Zawsze powtarzam: zacznijcie od środka. Od rzeczy, które pomogą zespołowi. Uproszczą ich pracę. Pozwolą poczuć się częścią zmiany. Jeśli zespół zobaczy, że innowacja to nie jest „zabawa sukcesora”, tylko realne usprawnienie – zacznie wspierać, a nie hamować.
W stronę Topacza, czyli po co właściwie na Festiwal?
Festiwal Rodzin Biznesowych w Zamku Topacz to przestrzeń, w której mówi się innym językiem niż na Impact. Mniej o danych, więcej o relacjach, o skalowaniu, a więcej o dziedziczeniu. Jednocześnie to wcale nie oznacza, że mówi się mniej o przyszłości. Wręcz przeciwnie. Właśnie w Topaczu padają najważniejsze pytania: Jak przeprowadzić firmę przez zmianę pokoleniową? Jak zachować ducha firmy, a jednocześnie otworzyć się na nowe? Jak nie pozwolić się zaszufladkować jako „tradycyjna firma” i jednocześnie nie zdradzić swoich wartości?
Festiwal to nie manifest. To wspólnota doświadczeń. Przestrzeń, w której właściciele mogą przyznać, że nie mają wszystkich odpowiedzi, że czują niepokój, że nie wszystko jest idealnie i działa tak jakby chcieli i nie wiedzą, czy ich model biznesowy przetrwa kolejną dekadę. Może właśnie dlatego to takie ważne?
Impact mówi o przyszłości. Topacz mówi o sensie
dobrze, że mamy Impact. Dobrze, że rozmawiamy o transformacji, że uczymy się od technologii. Myślę jednak, że równie dobrze, iż mamy Festiwal Firm Rodzinnych. Warto pamiętać o tym, że innowacje, które nie mają zakorzenienia, bywają efemeryczne. A wartości, które nie potrafią się przekształcać, zamieniają się w … uschnięte gałęzie, które kiedyś dumnie otaczały wejście do domu. Dlatego z całego serca zachęcam przedsiębiorców rodzinnych: słuchajcie debat z Impact, ale bądźcie obecni w Topaczu. Właśnie tam toczą się rozmowy, które łączą jedno z drugim. Które nie są tylko o tym, „jak się rozwijać”, ale przede wszystkim: jak trwać i nie zostawać w tyle, ale świadomie i mądrze kreować przyszłość rodzinnego biznesu.