Augustyn Hermann i Syn – 7 pokoleń biznesu
Ustrój komunistyczny przez dekady walczył z prywatną inicjatywą. „Prywaciarze” nie tylko kojarzeni byli z niebezpieczną wówczas niezależnością, ale też tworzyli miejsca pracy, powodując, że ich społeczne znaczenie było lokalnie istotne. Ustawa, której celem było upaństwowienie większych prywatnych spółek, należących do ówczesnych przedsiębiorców, miała położyć temu skutecznie kres. Okazuje się jednak, że są takie przedsiębiorstwa, które upaństwowione w latach 50-tych ubiegłego wieku nie przetrwały fizycznie, ale… w rodzinie biznesowej jest coś więcej niż sama materia. Są też wartości i przedsiębiorczy duch, który znajdzie nowy wymiar.
Garbarstwo w Polsce
Henryk Wiklak w swojej książce pt. „Dawne szewstwo” opisuje proces garbowania skóry jako technologię, która zabezpiecza surową skórę przed zepsuciem. Nazwa garbowanie pochodzi od jednego z etapów jej obróbki, w którym używa się garbników naturalnych. Tradycja przetwarzania skór zwierzęcych na skóry o znaczeniu użytkowym przekazywana była z pokolenia na pokolenie już od czasów, w których człowiek prowadził koczowniczy tryb życia. Nie bez powodu takie zawody, jak kaletnik (drobna galanteria skórzana), garbarz czy kuśnierz (m.in. futra i czapki), należą do ścisłego kręgu tradycyjnych zawodów rzemieślniczych. Czas rozkwitu tego zawodu przypada na XIX wiek, kiedy to pierwsze zlokalizowane głównie w Europie manufaktury garbarskie przekształciły się w szybko rozwijającą się gałąź przemysłu. Było to związane bezpośrednio z odkryciem właściwości garbujących, które posiadała sól chromu. Zastosowanie nowej metody obróbki skóry oraz wprowadzenie maszyn w miejsce czynnika ludzkiego, w znaczący sposób zredukowały koszty i skróciły czas garbowania.
Na ziemiach polskich głównymi ośrodkami odpowiedzialnymi za wyznaczanie trendów w rodzimym garbarstwie były Kraków, Poznań i Gdańsk. Dokonał się również ścisły podział na białoskórnictwo oraz czerwonoskórnictwo. Białoskórnicy wytwarzali głównie delikatne skóry, które były starannie obrabiane, cienkie i dedykowane głównie tworzeniu odzieży oraz rękawiczkom. Czerwonoskórnicy natomiast wykorzystując garbniki roślinne wyprawiali skórę zdecydowanie bardziej twardą i wytrzymałą, z której następnie wyrabiano np. obuwie bądź końskie siodła.
Polska jako kraj nie należała nigdy do największych potentatów branży skórzanej. Natomiast na pewno cechowała ją wysoka jakość tworzonych produktów, szczególnie tych z segmentu dóbr luksusowych, których produkcja już w XVI wieku była w znaczącym stopniu eksportowana. Według PWN w 1935 roku na ziemiach polskich istniało ponad 1100 zakładów rzemieślniczych zajmujących się obróbką skóry, większość z nich stanowiły małe firmy rodzinne zatrudniające do 4 osób.
Specyfika zawodu garbarza wymagająca niezwykłej precyzji, posiadania ogromnej wiedzy z zakresu obróbki skór, a także znajomości skomplikowanego procesu garbowania spowodowała, że zakłady rzemieślnicze były przekazywane z ojca na syna, w których sukcesor od dziecka był przygotowywany zarówno do rzemiosła, jak i, w przypadku większych firm z branży, również do zarządzania przedsiębiorstwem. Był to proces wieloletni, który wymagał ciągłego procesu samodoskonalenia i poznawania nowych technologii, śledzenia trendów i najnowszych rozwiązań. Nic więc dziwnego, że w momencie upaństwowienia polskiego biznesu przez komunizm, wraz z nim umarło niemal całe to polskie rzemiosło. Do dziś przetrwał zaledwie niewielki odsetek biznesów, które potrafią odtworzyć tradycyjny proces garbowania, a zawdzięczamy to tylko i wyłącznie ogromnemu uporowi właścicieli, którzy w dobie socjalizmu przekazywali tę konkretną wiedzę z pokolenia na pokolenie. Są jednak i firmy, które zmieniając technologię, rozwinęły się fantastycznie do dużych przedsiębiorstw, które specjalizują się nie tylko w samej obróbce skór, ale przede wszystkim w galanterii skórzanej. Skórzane kurtki, płaszcze, kamizelki, a nawet suknie czy spodnie na stałe weszły do pejzażu ponadczasowej mody w kategorii dóbr luksusowych.
Augustyn Hermann i syn
Bardziej pogmatwana jest historia jednej z takich firm, która od pokoleń rozwijała swój dorobek. Mowa o Leszczyńskiej Garbarni Białoskórniczej A. Hermann i Syn, która to z wielkim zapałem rozwijana była przez jedną rodzinę przez niemal 130 lat. Marzenia o długowieczności biznesu pokrzyżował komunizm i system gospodarki centralnie planowanej.
Był rok 1827, na terenach ówczesnego zaboru pruskiego, a dzisiejszej Wielkopolski, w miejscowości Leszno zostaje założona Garbarnia Skór Futerkowych, a jej inicjatorem był lokalny przedsiębiorca Fryderyk Dziadek. Założył firmę z typowych dla wielu przedsiębiorców przesłanek. Pierwszą z nich była PASJA do łowiectwa. Piękne, zielone tereny wielkopolski obfitowały w zwierzynę leśną, a polowania wówczas organizowane były bardzo często. Fryderyk nie tylko był zapalonym myśliwym, ale mając zmysł biznesowy otworzył punkt skupu skór. Skóry, które trafiały do jego zakładu trzeba było również wygarbować. Pierwsze zlecenia otrzymywał od kolegów, z którym razem chodzili na polowania, ale szybko okazało się, że coraz lepiej poznając rzemiosło może rozwijać swój zakład i zatrudniać majstrów, by rozszerzać zakres działalności.
Niestety na kartach historii nie pozostało zbyt wiele pamiątek czy informacji o firmie z tamtych czasów. Polska jako kraj nie istniała, trwały zabory, a wszelka działalność propolska była skutecznie niweczona. W 1854 roku następuje pierwsza sukcesja w rodzinie. Nestor przekazuje biznes swojemu synowi Stanisławowi Dziadkowi. W tym czasie firma rozwija się, zwiększa zatrudnienie i pozyskuje coraz większe gremium kontrahentów. Wprowadza również nowe technologie garbowania skóry, które powstały w Niemczech po odkryciu w 1858 r. przez F. Knappa zastosowania chromu soli w garbowaniu skóry. Redukcja kosztów i czasu niezbędnego do obróbki skóry zaowocowała nowymi inwestycjami i dalszym rozwojem.
W 1892 roku dokonuje się sukcesja z drugiego do trzeciego pokolenia. Firmę przejmuje Józef Dziadek. W myśl ogólnie przyjętej i panującej zasady przedsiębiorstw rodzinnych, w której dziadek buduje, ojciec rozwija, a wnuk rujnuje, powinno to być ostatnie pokolenie przedsiębiorstwa rodzinnego. Na świecie następował w tym okresie znaczący rozwój technologiczny, powstawały specjalistyczne maszyny dedykowane garbarstwu. Mimo bardzo sprzyjających warunków zewnętrznych, dla rodziny biznesowej był to prawdopodobnie najtrudniejszy okres w dotychczasowej całej firmy. Z jednej strony brak potencjalnego sukcesora z małżeństwa Józefa i Ernestyny Dziadek, którzy nie mieli potomka, z drugiej strony rosnąca konkurencja ze strony profesjonalizujących się technologicznie firm zachodnich, która spowodowała spadek cen rynkowych oraz znaczące skrócenie czasu realizacji zamówień. Ciężko było sprostać nowym wyzwaniom bez kolejnego pokolenia, które wsparłoby rodziców w działaniach.
Nowy rozdział w historii firmy
Po śmierci Józefa Dziadka, wdowa Ernestyna przejęła na krótko władzę w przedsiębiorstwie, bardzo dobrze radząc sobie w panujących ówcześnie realiach rynkowych. Jednakże w pewnym momencie sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli i Ernestyna Dziadek rozważała możliwość zamknięcia bądź sprzedaży firmy. W jednym z alternatywnych scenariuszy pojawiła się jednak dość nietypowa jak na owe czasy opcja – przekazania firmy… szwagrowi Augustynowi Hermannowi, który realizował się na różnych polach biznesowych i zaoferował Ernestynie intratną pomoc: w zamian za utrzymanie na bardzo wysokim poziomie do końca życia, oddała mu Zakład Garbarski. Było to w roku 1927. Od tego czasu rozwój firmy nabrał większego dynamizmu. Ten rodzaj sukcesji spowodował, że firma została przejęta przez czwarte pokolenie właścicieli.
W 1929 roku Augustyn Hermann dokonał „rebrandingu” w firmie – dokonując zmiany nazwy oraz szyldu przedsiębiorstwa na Leszczyńska Garbarnia Białoskórnicza A. Hermann i Syn, wprowadzając również w tym czasie do przedsiębiorstwa przedstawiciela piątego pokolenia – swojego jedynego syna – Zygfryda (ten zmienił nazwisko na Herman). Wraz z nimi firma diametralnie rozpięła skrzydła. Augustyn Hermann sprowadził do Leszna nowoczesne maszyny z Niemiec, które zwielokrotniły moce produkcyjne. Syna wysłał „po nauki do Niemiec”, by miał wiedzę praktyczną z najlepszych europejskich zakładów garbarskich. Po powrocie Zygfryda z zagranicznego stażowania przedsiębiorstwo stało się już nie manufakturą rzemieślniczą, a nowoczesną, dobrze zarządzaną fabryką, która w swoim szczytowym okresie zatrudniała ponad 250 pracowników. Możliwości produkcyjne, szerokie portfolio produktów wzbogacone o zakład kuśnierstwa, innowacyjne rozwiązania, jakie stosowali oraz ciężka praca dwóch pokoleń ojca Augustyna i syna Zygfryda spowodowały, że firma stała się silnym międzynarodowym graczem. Produkty leszczyńskiej garbarni nie tylko doceniane były na rynku polskim, znaczną część produkcji również eksportowano – głównie na rynki krajów niemieckojęzycznych. Firma wprowadzała liczne i jak na tamte czasy innowacje: chlubą rodziny była umiejętność farbowania lisów na różne, niespotykane wówczas kolory: modrak, zielony czy nawet amarantowy. Taką możliwość technologiczną firma GUCCI wprowadziła dopiero 10 lat później.
Innym produktem, z którego przedsiębiorcy z Leszna byli dumni były irchowe rękawiczki. Sposób garbowania skóry, z której później były szyte był bardzo innowacyjny, powodując ich wyjątkową miękkość i elastyczność, czym zachwycały się nie tylko klientki. Rękawiczki zdobyły Złoty Medal Międzynarodowych Targów Poznańskich w 1932 roku oraz Złoty Medal na Międzynarodowych Targach w Lipsku w 1934 roku.
W tym czasie wiele dobrego działo się nie tylko w firmie, ale i w rodzinie. Zygfryd Herman ożenił się z Zofią Lisiecką i z czasem mieli pięcioro dzieci: Antoniego, Piotra, Józefa, Jana oraz Marię. Najstarszy Antonii, reprezentant szóstego pokolenia, został naznaczony przez ojca na głównego sukcesora firmy i był do tej roli odpowiednio przygotowywany. Pozostali bracia również mieli odgrywać istotne role w biznesie zacieśniając zarówno więzy biznesowe, jak i rodzinne klanu Hermanów.
Wojna zatrzymała rozwój
1 września 1939 roku, kiedy wojska niemieckie wkroczyły do Polski inicjując wybuch II wojny światowej, jasne dla wszystkich się stało, że dla firmy, która do tej pory skutecznie handlowała z Niemcami, nadeszły trudne czasy. Firma przetrwała okres wojny, jednakże poważnie w jej trakcie ucierpiała. Pracownicy zsyłani byli do obozów koncentracyjnych bądź wciągani w szeregi Wehrmachtu. Zygfryd Herman, podobnie jak i jego wujek i wspólnik interesów ojca – Rudolf Łaska z Leszczyńskiej Hurtowni Surowców Rudolfa Łaski, będąc jednymi z największych pracodawców ówczesnego Leszna, zatrudniali w tym czasie młodych mężczyzn w swoich firmach rodzinnych, w większości przypadków na fikcyjne stanowiska tylko po to, by Niemcy nie wciągnęli ich do swojej armii. Ponosili przy tym ogromne straty finansowe i zasobowe, jednak prawdopodobnie dzięki temu przyczyniali się wprost do ocalenia wielu z nich. Sam Rudolf Łaska, jak czytamy w jego biografii wydanej po latach, nazywany jest w Lesznie lokalnym Schindlerem.
Upaństwowienie – koniec rodzinnego biznesu
Czas zawieruchy wojennej powili mijał i wydawało się, że można zacząć porządkować tryb pracy. Pod koniec działań wojennych, gdy Niemcy uciekali przed Armią Radziecką rozkradziono w znacznym stopniu park maszynowy firmy. Gdy Zygfrydowi udało się przywrócić świetność firmy, jego biznes napotkał na kolejny cios. W 1955 roku do firmy weszły władze komunistyczne, które wprowadziły Nadzór Komisaryczny. Było to jednoznaczne z upaństwowieniem firmy i zakończeniem wielopokoleniowej tradycji przedsiębiorczości rodzinnej. Pracujący jeszcze Augustyn i jego syn Zygfryd z dnia na dzień pozbawieni zostali tego, na co przez pokolenia pracowali ich przodkowie. Augustyn podpisując protokół „zdawczo – odbiorczy” zdążył tylko wypłacić pracownikom pensje, wydał im wszystko, co miał w tym dniu w kasie, jakby przeczuwając, że tym samym traci kontrolę nad zakładem. Rzeczywiście, mimo iż zapewnieniem władz miał być „dyrektorem generalnym” firmy, która miała działać dalej, w nocy wszystkie maszyny, surowce, gotowe skóry, chemikalia, a nawet symbol firmy – wielki wypchany niedźwiedź stojący przed Zakładem na dziedzińcu – zostały wywiezione do Krakowa. W Leszczyńskiej Garbarni Białoskórniczej nie zostało dosłownie nic.
Po tej grabieży Zygfryd, który kształcił się za granicą w fachu, by nie tylko godnie prowadzić firmę, ale też być po prostu doskonałym fachowcem, został z dnia na dzień bez pracy i z 5 dzieci na utrzymaniu. Przez kolejne lata próbował wykorzystać wiedzę i doświadczenie i odbudować zakład w innym miejscu, ale ustrój skutecznie to utrudniał zabraniając zatrudniania więcej niż 3 pracowników. W pracy pomagali praktycznie wszyscy synowie, ale piętno „prywaciarza” i represje związane z inicjatywą własną spowodowały, że zakładów nie udało się odbudować. Po 1989 roku Antoni z braćmi Józefem, Janem i siostrą Marią walczyli o odzyskanie przedsiębiorstwa, jednakże nieruchomości, w której funkcjonowały Zakłady Garbarsko – Kuśnierskie, przechodziły w ręce kolejnych właścicieli. Dzisiaj w dalszym ciągu trwają postępowania sądowe, jednak w miejscu prężnie działającego niegdyś 6-pokoleniowego przedsiębiorstwa rodzinnego, znajduje się dziś galeria handlowa.
Wartości przetrwały!
Ta historia jednak nie ma przewidywalnych zakończeń. Siódme pokolenie w tej rodzinie – najmłodsze wnuczki Zygfryda i Zofii Herman tj. Adrianna i Małgorzata działają dalej. Młodsza z nich – Małgorzata, restauruje kamienicę należącą do rodziny właścicielskiej w Lesznie przy ul. Paderewskiego, przywracając w niej pamięć o przodkach, natomiast starsza Adrianna działa na rzecz firm rodzinnych. W jej sercu na trwałe wpisane są wartości, których strzegli jej dziadkowie: działanie z pasją, niezależność, przedsiębiorczość. Ponieważ w rodzinnym domu wciąż przewijały się historie i opowieści o działaniach wszystkich zaangażowanych w firmie osób – na trwałe wpisany jest w pamięci rodzinnej ślad i doświadczenie tego, co to znaczy stracić firmę rodzinną. Dlatego z wielką determinacją tymi wartościami dzieli się z firmami, które wyrosły na gruncie zmian ustrojowych i dopiero budują swą wielopokoleniową historię. Stawka w grze jest większa niż „tylko” biznes.
Artykuł powstał na bazie materiałów i prywatnych pamiątek udostępnionych przez potomków Augustyna Hermanna, wywiadów z Marią Lewandowską (z domu Herman), Anną Herman oraz nagrań z Józefem Hermanem oraz materiałów PWN.
Czy są jeszcze jakieś szanse na odzyskanie utraconego majątku lub jakiejś rekompensaty od państwa?